Warmia od kilku tygodni zasłana kobiercami szczawiku zajęczego. „Lecznictwo ludowe używało dawniej świeżych roślin i ich soku – będących na wiosnę źródłem witaminy C – jako środka przeciwszkorbutowego. Okłady ze zmiażdżonych liści służyły do zmniejszenia opuchlizny, żuto też świeże rośliny w przypadku zapalenia dziąseł” – czytamy w książce „Rośliny lecznicze” Jana Volaka i Jiri Stodoly. Opis kończy wzmianka, że „obecnie szczawiku nie używa się”, a jednak w lasach ma się ta roślina świetnie i zarasta zacienione i wilgotne obszary, a jeśli na nią traficie, możecie ją zjeść. Byle z umiarem. Poza wspomnianą witaminą C, zawiera też dużo kwasu szczawiowego, który w małej dawce działa moczopędnie, a liście szczawika są bogatym źródłem antyoksydantów. Szczawik ma ciekawy smak – lekko kwaskowaty, ale delikatny i może stanowić nietypowy dodatek np. do sałatki.
Zachwyca też, że trójlistki tej niepozornej roślinki wiedzą, co w życiu dobre i gdy zapada zmierzch układają się grzecznie do snu – składają się wzdłuż nerwu głównego. Tak samo podczas złej pogody. Wiadomo przecież, że kiedy deszcze i słoty, a słońce za chmurą (zupełnie jak dziś na Warmii), wtedy drzemie się najlepiej.
Z ciekawostek warto wiedzieć, że śliczne białe kwiatki szczawiku zajęczego kryją pewną tajemnicę. Otóż, jeśli zobaczycie osadzone na długich szypułkach kwiateczki o wyraźnych fioletowych żyłkach, odważnie otwarte do świata, są to kwiaty, które są zapylane przez owady, ale jeśli zobaczycie gdzieś niżej, na krótkich szypułkach, zamknięte kwiatki, to będą to kwiaty skrytopylne.